Przez kilka godzin wędrujemy po labiryncie szalenie barwnych i różnorodnych uliczek. Zaglądamy na stragany i do meczetów. Trafiamy do wielkiej, znanej ze zdjęć w przewodnikach garbarni, słuchamy opowiadań o ziołach, przyprawach i naturalnej medycynie w “aptece”. Oczywiście trafiamy również do sklepu z dywanami. Choć nie mamy w domu dywanów i nie czujemy potrzeby ich posiadania; przez kilkadziesiąt minut, przy kilku herbatach, czarującemu sprzedawcy dywanów udało się jednak wzbudzić w nas pożądanie posiadania trzech! Na naszą obronę mamy tylko to, że cena ostateczna była bardzo rozsądna i ponad trzykrotnie niższa niż wyjściowa. Sprzedawca był faktycznie wirtuozem w swoich fachu i wielu europejskich handlowców mogło by się wiele od niego nauczyć. Choć faktycznie walczył o sprzedanie swojego towaru, robił to z klasą i poczuciem humoru. Dzień zabytków i zakupów mamy za sobą, jutro ruszamy na południe Maroka.
Search
Cateegories
- Aktualności (9)
- Dziennik Maroko (42)
- Dziennik Serengeti (49)