Na naszej trasie spotykamy piękny, malutki kamienny meczet. Razem z otaczającym go cmentarzem wyłania się nagle z tumanów piasku. Kawałek za nim Fort, który tym razem omijamy z daleka. Za fortem, na piaszczystej równinie ślady pisty rozmywając się na pojedyncze ślady samochodów. Wiatr osiąga taką siłę, że gnany nim piasek ogranicza widoczność do kilkunastu metrów.
Jedziemy w burzy piaskowej. Słońce widoczne jest jedynie jako jaśniejsza strona nieba. Termometr wskazuje 43 stopnie Celsjusza. Wiatr parzy zamiast chłodzić. Zamknięcie okien daje wrażenie, że zaraz się udusimy. Zresztą nawet po zamknięciu okien, przez wszystkie możliwe otwory do samochodu wdzierając się tumany piasku i drobnego pyłu. Ciągle ścieramy go z kierownicy, czy kartek otwartej książki; wycieramy w cokolwiek ręce.