Co prawda samochodu nadal nie mamy (niech żyje biurokracja jak za dawnych dobrych komunistycznych czasów w Polsce), ale nie tracimy nadziei, że jutro odzyskamy Defcia.
W całym procesie wyciągania samochodu z kontenera, czyli przygotowania masy papierów, trzeba przyznać, że wszyscy, z którymi załatwiamy formalności, są prawdziwie pomocni i uczynni.
Mombasa to faktycznie (czasami przewodniki nie kłamią) tygiel narodowości i kultur: Hindusi, Arabowie, rdzenni mieszkańcy Afryki i oczywiście od wczoraj… my. Spędzimy już 2. noc w hotelu.
Po przylocie w środku nocy pozwoliliśmy się zawieźć do taniego hoteliku “Daba City”. O świcie okazało się, że pod jego oknami zatrzymują się dziesiątki Matatu i autobusów z których każdy trąbi na wszystkich pozostałych. Wcześniej – ok. 4 nad ranem, obudziła nas piękna, ale bardzo głośna modlitwa z pobliskiego meczetu.
Dzisiejszą noc spędzimy w Manson Hotel, zaszaleliśmy – zaśniemy w klimatyzowanych pokojach. Jutro kolejny dzień walki z biurokracją o Defcia.