Wreszcie wolni

Opuściliśmy Mombasę. Rano kupiliśmy jeszcze lokalne ubezpieczenie obejmujące zasięgiem Kenię, Ugandę i Tanzanię – to nam ułatwi dalszą drogę. Zapłaciliśmy Maritime Freight za obsługę w porcie i udaliśmy się w stronę Nairobi. Pierwsze kilkadziesiąt kilometrów było fatalne. Jakość drogi pozwalała nam osiągnąć zawrotną prędkość 30km/h. W takim tempie w czasie naszego pobytu udałoby nam się, być może dojechać z Mombasy do Nairobi i z powrotem. Mamy zgoła inne plany. Kłopot sprawia nam to, że około godziny 19.00 robi się już ciemno. Z doświadczenia wiemy, ze przestrogi, aby nie jeździć nocą są absolutnie uzasadnione. Pełne spektrum drogowych utrudnień i niespodzianek sprawia wiele kłopotów nawet w dzień.

Na szczęście po około 30 kilometrach, jakość drogi znacznie się poprawiła. Na otarcie łez, po dwukrotnych nieudanych próbach znalezienia miejsca na nocleg, trafiliśmy na urokliwy Sagala Lodge Camp. Miejsce jak pocztówka z Afryki. Pierwszy raz spędziliśmy noc w kempingowych warunkach. Rozkładamy obydwa namioty, przygotowujemy posiłek z własnych zapasów, delektujemy się własną herbatą. Nad nami miliony gwiazd, lekki wiaterek. W oddali słychać ryczące wielbłądy. To właśnie po to przyjechaliśmy do Afryki.