Green Crater Lake

Rano bez żalu opuszczamy Nairobi. Dziś mamy za sobą pierwsze safari w małym rezerwacie Green Crater Lake. Noc spędzamy na uroczym Fisherman’s Camp, ulokowanym przy jeziorze pełnym hipopotamów. Bardziej on przypomina wielki park ze starymi drzewami. Ogrodzony jest drutem pod napięciem chroniącym turystów przed nocnymi spacerami hipopotamów. Pomiędzy rzadko rozstawionymi namiotami rozrabiają małpki zabierając ludziom rzeczy, kilkanaście metrów od nas dumnie kroczą marabuty. Ogromna ilość barwnie upierzonego ptactwa “produkuje” mnóstwo hałasu.

Dziś dowiedziałem się, ze posiadanie międzynarodowego prawa jazdy to za mało, by moc prowadzić samochód w Kenii, Ugandzie i Tanzanii. Firma w której ubezpieczyliśmy Defendera, wymaga, by dostatecznie długo posiadać prawo jazdy. Nie zależało mi zbytnio na jeżdżeniu po zakorkowanych ulicach miast.

Nie przeszkadza to jednak w prowadzeniu w parkach, na czym mi najbardziej zależało. Dzień nie okazał się jednak tak zły, na jaki się zapowiadał, gdyż to ja dziś usiadłem za kierownicą Defendera za bramą uroczego parku Green Crater Lake. Chyba nigdy nie zapomnę pierwszej zobaczonej żyrafy, czy zebry w ich naturalnym środowisku. Ten niesamowity kształt akacji, tak jednoznacznie kojarzący się z Afryką! Patrząc na krajobraz i stada zwierząt przypominały mi się obrazy z kultowego dla mnie filmu “Pożegnanie z Afryką”.

To właśnie magia tego kontynentu, która sprawia, ze ludzie przyjeżdżają do Afryki, a czasem nawet zostają tu na całe życie. A Serengeti dopiero przed nami…