Przez Kenię do Ugandy

Wczoraj wieczorem długo dyskutowaliśmy nad naszą trasą. Nijak nie mogliśmy sobie poradzić z pogodzeniem wizyt w parkach narodowych Aberdare i Meru. Adam wpadł na genialny pomysł zupełnego przebudowania trasy. Zapadła decyzja – dziś jedziemy w stronę Ugandy. Aberdare i Meru zostawiamy sobie na drogę powrotną.

Dziś przejeżdżamy przez pasmo gór Mount Londiani Forest. Asfaltowa droga tylko co jakiś czas ma przyzwoitą nawierzchnię, a większą jej cześć przebywamy w tumanach kurzu z prędkością 20km/h. Podjazdy w górach to asfalt z bardzo głębokimi koleinami. Zaczyna padać deszcz. Defcio pływa w strumieniach wody. Droga jest bardzo uciążliwa. Afrykański chaos w ruchu drogowym osiąga zenit. Wyprzedzanie na trzeciego pod górę najpierw w kurzu potem w deszczu – prawdziwy hardcore. W deszczu docieramy do Naiberi Rivercampsite.

Jesteśmy dokładnie na równiku ale na wysokości ponad 2000 m. Jest zimno i pada deszcz. Afryka zrobiła nam psikusa – jest tu znacznie zimniej niż teraz w Polsce. Niemiłą niespodzianką dzisiejszego dnia jest problem z uruchomieniem komputera. Może mieć to ogromny wpływ na możliwość gromadzenia zdjęć. Jutro w Eldorat podejmiemy próbę rozwiązania problemu. Jeśli się nie uda, będziemy musieli pojechać do Kampali.