Załadunek Defendera w drogę do Polski

Proces wysłania samochodu miał być wielokrotnie prostszy niż jego odebranie z portu w Mombasie. Faktycznie był prostszy, ale nie prosty. W Gdyni załadunek trwał kilka godzin i odbył się w całości na terenie terminala kontenerowego. Pracownicy terminala zamocowali samochód korzystając z drewnianych klinów i stalowych lin, którymi dysponowali. To była ich rola, znali ją i rozumieli doskonale. W Mombasie nic nie jest tak proste. Ciągle nie wiem dlaczego, ale samochód musiał zostać załadowany do kontenera poza portem. By tego dokonać kontener wskazany przez CMA CGM został w porcie załadowany na rozlatującą się ciężarówkę i przywieziony na teren jakiegoś warsztatu samochodowego w centrum miasta. Tym razem zamiast rampy (miesiąc wcześniej, wyprowadzaliśmy Defendera z kontenera właśnie po rampie) był do dyspozycji wielki wózek widłowy, który zdjął pusty kontener z ciężarówki na ziemię. Dostarczenie kontenera opóźniło się bagatela o ponad 3 godziny bo… w Mombasie był prezydent Kenii i miasto było kompletnie zakorkowane.